Ostatnie dni naszej florydzkiej przygody poświęciliśmy na zjedzenie oryginalnego Key Lime Pie i obejrzenie zachodu słońca na Key West, zakupy w jednym z największych centrów handlowych oraz spacery po Miami i plażowanie w Miami Beach. Śniadanie przy akompaniamencie fal oceanu, smakuje zdecydowanie inaczej! 🙂 Powspominajmy razem 🙂
Key West
Wycieczkę na Key West rozpoczęliśmy o poranku. Piękna, słoneczna pogoda umilała przejazdy przez niekończące się mosty. ( Jeden z nich ma aż 7 mil, czyli prawie 11 km!!! ) Po drodze zatrzymaliśmy się w Parku Stanowym Bahia Honda (wstęp dla 2 osób 9$). Spacerowaliśmy w 30 stopniowym ciepełku pośród przepięknych roślin, mięsistych palm i lazurowej wody. Cudo! Udzielił nam się plażowy nastrój, więc długo się nie zastanawiając znaleźliśmy ładną plażę, na której zorganizowaliśmy sobie przedpołudniowe leżakowanie w cieniu palmy. Taki widok naprawdę odpręża… ❤ Obowiązkowym punktem naszego tripu na Key West była boja wyznaczająca miejsce położone 90 mil od Kuby. Tymczasem na Kubie wylegiwali się nasi przyjaciele, którym oczywiście pomachaliśmy z najdalej wysuniętego punktu Stanów Zjednoczonych. 🙂
Spacer po Key West udowodnił, że rzeczywiście jest to miasto wolności, artystów, szaleństwa i kogutów! 🙂 Znajdziecie tu dom i muzeum Ernesta Hemingwaya, liczne Drag Queen zachęcające do wizyty w pobliskich pubach oraz przepyszną tortillę! My odkryliśmy całkiem przypadkiem, przesmaczny foodtruck z tortillami. Propozycja z krewetkami mmmm niebo w gębie! Koniecznie odwiedźcie Garbo’s Grill. W trakcie dalszego spaceru złapała nas ogromna ulewa, ale… nie chcieliśmy wracać do domu bez obejrzenia zachodu słońca (ponoć jednego z najpiękniejszych). Licząc na poprawę pogody jeździliśmy autem po mieście przy okazji odnajdując miejsce narodzin orzeźwiającego sernika limonkowego. Na całe szczęście przejaśniło się i z kawałkiem soczystego Key Lime Pie ruszyliśmy na Mallory Square, gdzie zbierają się wszyscy żądni zachodu przybysze. 😀
Zachód słońca był naprawdę…zdumiewająco malowniczy! A tłumnie przybywający ludzie nie uprzykrzali nam tych przeżyć w żadnym stopniu. Key Lime Pie jedzony w takich okolicznościach przyrody był wówczas najpyszniejszym ciastem świata! ❤
I tak wspaniale wspominalibyśmy cały pobyt na Key West, gdyby nie droga powrotna. Zaczęliśmy wracać po zachodzie, gdy znowu się rozpadało. Niestety deszcz przerodził się w burzę tak silną w błyskawice, grzmoty, opady i wiatr, że byliśmy przerażeni. Wycieraczki nie nadążały zbierać strug deszczu, a my nie mieliśmy się gdzie zatrzymać będąc na początku, wcześniej jakże malowniczego, Siedmiomilowego Mostu! Ledwo widoczne światła poprzedzającego nas auta, pomagały ocenić gdzie znajduje się zupełnie niewidoczny pas. Pioruny były hałaśliwe i uderzały w latarnie stojące przy drodze. Istna masakra! Stres, który przeżyliśmy (zwłaszcza Karina) jest niedoopowiedzenia. Tak czy inaczej, przetrwaliśmy i wiemy, że warto było (mimo wszystko) odwiedzić to kolorowe miasto! 😉
Miami
Następny dzień upłynął nam zdecydowanie spokojniej. 😉 Po śniadaniu w hotelu ruszyliśmy do Miami Beach by przespacerować się słynnym Ocean Drive. Wędrówkę rozpoczęliśmy od strony South Parku. Hotele w stylu art-deco znajdują się tu na każdym kroku. Znaleźliśmy nawet ten z okładki naszego przewodnika. 🙂 Klimat bogactwa i przepychu zmęczył nas na tyle, że uciekliśmy plażować. Tym razem zdecydowanie w innej scenerii. Wzburzony ocean lądował na piasku szerokiej plaży na tyłach której, wyrastają ogromne wieżowce. Ten charakterystyczny obraz widział chyba gdzieś, kiedyś każdy z nas. 🙂
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od tradycyjnego amerykańskiego śniadania w Denny’s. Solidne śniadanie to podstawa solidnych zakupów. Tym bardziej, jeżeli teren centrum handlowego jest tak ogromny jak to w Sawgrass Mills. Udało nam się znaleźć kilka okazji cenowych (szczególnie perfumy). Zakupy pochłonęły nam sporo czasu i energii, nie zdążyliśmy pojechać do Małej Hawany i grobli Rickenbacker, skąd widać imponujący obraz wyrastających z oceanu wieżowców… 😦 Nasz smutek z tego powodu był tak wielki, że pojechaliśmy na lotnisko przedłużyć maksymalnie posiadanie auta (wylot mieliśmy dopiero po 17.00 następnego dnia). Wyobraźcie sobie, że państwo z wypożyczalni Alamo, byli tak uprzejmi, że zaproponowali nam możliwość pozostawienia auta do 15.00 bez żadnych dodatkowych opłat… 😀 Bez chwili wahania skorzystaliśmy!
Po ostatniej florydzkiej nocy, ruszyliśmy przez Małą Hawanę (nic szczególnego tu nie odkryliśmy) na Ocean Drive, by w murach jednego z hoteli art –deco zjeść śniadanie z widokiem na ocean. Następnie pojechaliśmy nacieszyć nasze oczy wielkomiejskim widokiem ❤ Ostatnie pożegnanie z amerykańskim słońcem i plażą… pora kończyć wyjazd!
Wracamy bogatsi o kolejne wspomnienia, widoki i doznania. Są nasze! I choć dzielimy się nimi z wieloma osobami wiemy, że nigdy nie damy rady przekazać każdego szczegółu. To trzeba przeżyć! Najlepiej razem z ukochaną osobą u boku.
Love is the answer! ❤
Więcej wpisów o naszych wakacjach na Florydzie i w Georgii
Zazdroszczę takiego wyjazdu. Zdjęcia piękne.
PolubieniePolubienie
Dziekujemy bardzo! 🙂
PolubieniePolubienie
W jakim miesiącu byliście? Ja lecę na sylwestra i trochę obawiam się pogody:>
PolubieniePolubienie
Przełom września i października. 🙂
PolubieniePolubienie