Pierwsze dni na Florydzie mijały niespiesznie. Nie udzieliła nam się przedwyborcza gorączka… W miejscach publicznych bowiem, tematem przewodnim wszelkich rozmów była debata kandydatów na przeszłego prezydenta USA i zbliżające się wybory. Pełni podziwu dla otwartości z jaką obywatele rozmawiają o różniących się poglądach, zagryzaliśmy nasze przedpołudniowe, amerykańskie Donuty… 🙂 Nieodłączny element wakacyjnych wojaży, był tego dnia pierwszym punktem docelowym. Plaża w Cocoa Beach słonecznie zaprasza… 🙂

Relaks w Cocoa Beach
Cocoa Beach to niewielka, turystyczna miejscowość oddalona od Miami o około 3h jazdy. Naszym celem nie było jej zwiedzanie, lecz skorzystanie z uroków tutejszej plaży. Drobny piasek, pomieszany jest tutaj z mnóstwem pokruszonych muszelek. Wody oceanu choć wzburzone, są niezwykle czyste. Z łatwością dostrzegaliśmy ławice ryb krążących przy brzegu. Oprócz budek z ratownikami, rozstawiono tutaj mnóstwo koszy na śmieci… psują może ogólne wrażenie, ale z pewnością dzięki nim czystość tego miejsca jest nienaganna! Cocoa jest miejscem doskonałym dla surferów, zarówno specjalistów, jak i tych początkujących. My zaliczyliśmy tutaj pierwsze, wakacyjne kąpiele wodno-słoneczne! W tym miejscu musimy wtrącić małą dygresję…Zawsze, gdy kąpiemy się w jakimś ciepłym morzu czy oceanie, nie możemy pogodzić się z temperaturą Bałtyku. 😦 Nasze polskie plaże są przecież cudowne! Gdyby tylko natura była łaskawsza pod względem temperatury i…koloru wody, Polska byłaby prawdziwym rajem dla turystów!
Klimatyczna Daytona Beach
Nad plażą w Cocoa zebrały się chmury, nie zwiastujące niczego dobrego. Prawda jest taka, że na Florydzie, krótkotrwały aczkolwiek ulewny deszcz to standard. Tym razem jednak postanowiliśmy go uniknąć i ruszyliśmy w stronę hotelu w Daytona Beach. Po drodze zatrzymaliśmy się w Walmarcie, by uzupełnić zapasy jedzenia i wody. 🙂
Daytona Beach jest znana przede wszystkim z plaży, po której można jeździć samochodem. Oczywiście po wyznaczonych pasach i za uiszczeniem odpowiedniej opłaty. 🙂 Fani motoryzacji kojarzą Daytona z wyścigami samochodowymi organizowanymi przez NASCAR na odpowiednio przygotowanym torze. My natomiast, przyjechaliśmy tutaj by zobaczyć jak wygląda zachód słońca na wschodnim wybrzeżu. 🙂 Po zakwaterowaniu się w przytulnym hotelu na plaży, spacerowaliśmy długo, przyglądając się latającym pelikanom. Kolorowe niebo odbijało się w wodzie zalewającej plażę… Barwa zachodzącego „nieba” na wschodnim wybrzeżu była niesamowita. Dusza nakarmiona, czas nakarmić organizm. Amerykańska pizza była idealnym dopełnieniem tego słonecznego dnia. 🙂
Kennedy Space Center
Wstaliśmy z samego rana, by obejrzeć uroki wschodzącego słońca. Kennedy Space Center. Dziś planowaliśmy bowiem oddać się w ręce amerykańskiego triumfu nauki! Dojechaliśmy niedługo po otwarciu, opłaciliśmy parking (10$), zakupiliśmy bilety (50$ + podatek /osoba) i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Kompleks podzielony jest na strefę rozrywki oraz obszar „służbowy” Centrum Lotów Kosmicznych. W pierwszej możecie dowiedzieć się dosłownie wszystkiego o historii lotów kosmicznych. Nasz spacer rozpoczęliśmy od Parku Rakiet (Rocket Garden) i praktycznie od razu skierowaliśmy się w stronę shuttle busa, który przewozi turystów na drugi obszar kompleksu. Po drodze przewodnik z wielkim przejęciem opowiada o ogromnych dokonaniach Ameryki w dziejach lotów kosmicznych, pokazuje gdzie budowane są rakiety, skąd odbywa się ich start… Przed planowaną wizytą w KSC sprawdźcie na stronie, czy wasz pobyt nie obejmie tego typu rozrywki. 🙂 My niestety nie trafiliśmy na start żadnej z rakiet, ale może Wy zobaczycie to na własne oczy?
W oddalonej części kompleksu znajduje się wystawa dotycząca podboju księżyca. 🙂 W Apollo Center nie tylko obejrzycie filmy obrazujące start rakiet, lecz poczujecie to także na własnej skórze. My z wielkim przejęciem odwiedzaliśmy kolejne pomieszczenia z wystawami, pokazami, zdjęciami, wspomnieniami… Oczy i usta otwierały nam się ze zdziwienia na każdym kroku! 😀
Nie byliśmy w stanie wyjść z podziwu, że tego typu nauka, jest rozwinięta na tak zaawansowanym poziomie i posiada naprawdę wielu fascynatów. Do tej pory myśleliśmy, że loty w kosmos były czymś jednorazowym, mało osiągalnym, prawie niemożliwym… Po wizycie w KSC wiemy, że ludzie wyruszają w te odległe zakątki wielokrotnie, by badać kolejne elementy układanki. Po co? A to jest właśnie dobre pytanie… Amerykańska chęć wiedzy, doświadczania wszystkiego i zgłębiania tajemnic przyrody i nauki jest naprawdę ogromna! Może właśnie w takim podejściu tkwi klucz do sukcesu? Dla Amerykanów NIE MA rzeczy niemożliwych… a wizyta w Kennedy Space Center udowodniła nam to niejednokrotnie! 🙂 Po powrocie do głównego punktu KSC jest jeszcze mnóstwo do zobaczenia i zrobienia. Czekają na Was kolejne wystawy, wykłady, spotkania z astronautami, kino, jadłodajnie oraz sklepy z pamiątkami. Wszystko czego dusza zapragnie!

St. Augustine
Podczas, gdy w Centrum NASA planują podróż na Marsa, my ruszamy w dalszą drogę. Przesyceni amerykańską wiarą w realizację rzeczy niemożliwych, zaczynamy marzyć o przyszłych odległych podróżach, które przecież MUSZĄ się udać! Tymczasem oddajmy się Florydzie. 😛 Niespełna 2 godziny drogi dzieliły nas od uroczego St. Augustine, miasta założonego przez Hiszpanów w XVI wieku. Jest niezwykle urocze i zadbane!
Po odnalezieniu miejsca parkingowego, poszliśmy na spacer w stronę zabytkowego fortu Castillo de San Marcos. Podobno jest on pierwszym murowanym fortem powstałym w Ameryce. Niestety, dojechaliśmy z KSC na tyle późno, że był on już niedostępny dla zwiedzających. Ale nic to! Zachwyceni urokliwymi, kolonialnymi domkami, odnaleźliśmy restaurację, która bardzo nam się spodobała. Po pierwsze znajdowała się w dużym domu w stylu kolonialnym (od sztućcy, po łazienki- wszystko wpasowane w stylistykę), po wtóre mogliśmy tu zamówić nie tylko klasyczne kalmary (na które mieliśmy wielką ochotę), ale także danie inspirowane dawną kuchnią- puree z kukurydzy, na którym wylądowała soczysta pierś kurczaka, a całość skąpana była w sosie limonkowym… Potrawa wyglądem nie zachwyciła 😀 ale smakowała naprawdę dobrze!
Długi dzień od wschodu w Daytona, poprzez nieziemskie rozrywki w Kennedy Space Center, aż po spacer w St. Augustine za nami. Ruszyliśmy, więc na zasłużony odpoczynek do Jacksonville. Przy wejściu do hotelu, zobaczyliśmy ostrzeżenie: „Nie karmić aligatorów”… Nie mielibyśmy tego w naszych najśmielszych planach. 😀 No cóż, jesteśmy w Ameryce! Warto być ostrzeżonym o tego typu zakazach. 🙂

Love is the answer!
Więcej wpisów o naszych wakacjach na Florydzie i w Georgii
6 komentarzy Dodaj własny